czwartek, 2 października 2008

Cześć, dziewczyny!

Koło ulicy Międzyrzeckiej jest taki lasek, właściwie stary park pałacowy od pałacyku rodziny Hollender, przynudzałam o nim w jednym z pierwszych postów. Lasek jest sławny, bo wykopuje się w nim na skalę przemysłową tzw.wykopki, czyli poniemieckie przedmioty typu butelki, zastawa stołowa, porcelanowe korki po butelkach, różne metalowe przedmioty itp. Potem trafiają one np. na Allegro. Od najwcześniejszego dzieciństwa pamiętam zorganizowane grupy ludzi chyłkiem kopiących. Trwa to do dziś, czasem przy pomocy wykrywacza metali. Powstają wielkie i niebezpieczne doły, które z czarnym humorem nazywam "stanowiskami archeologicznymi". Można w nie wpaść czasem po szyję, niewątpliwie złamać nogę jeśli nie gorzej - bezczelny brak cienia myśli o innych osobach, kóre mogą tamtędy iść, wryło mnie to nie raz w ziemię nad jakimś dołem, że tak obrazowo powiem. Skąd się biorą takie ilości "wykopków" i nie widać, by ich ubywało? Po wojnie wyrzucano tam rzeczy z mnóstwa restauracji, które znajdowały się w tej oolicy, i chyba z apteki co najmniej jednej, tyle tam aptecznych naczyń. Wystarczy nawet pogrzebać patykiem i zaraz coś wychynie. Oczywiście w różnym stanie, a jak się kopie głębiej, większe szanse na całe rzeczy.

Jest to wielkie cmentarzysko przedmiotów. Sama mam kilka pudełek mniej lub bardziej całych filiżanek, buteleczek, cyferblatów itp. zbieranych w różnych okresach nieustającej fascynacji. Takie wykopki przynosi się do domu i jak kto umie odczyszcza, z czego rodzice, pamiętam, nie byli zadowoleni (moczenie w miskach z domestosem i szorowanie w łazience).

Idę sobie tamtędy jakieś dwa miesiące temu, a tu nagle:



Nie było tego wcześniej! Oczywiście obfotografowałam w celach dokumentacyjnych:


I pytanie, skąd ten nagrobek się tam wziął? Pierwsza wersja jaka mi przyszła do głowy to że był pod ziemią i kolejne wykopki go odsłoniły. Ale tak nie jest, bo że nie był pod ziemią, widać od razu:


Towarzysz spaceru podsunął bardzo prawdopodobną wersję, wg której ktoś próbował sprzedać ukradziony skądś poniemiecki nagrobek kamieniarzowi, czasem przetwarzają je oni na nowy, ale tamten nie przyjął. Więc nagrobek wylądował na wysypisku (nie powiedziałam, że do tego lasku od lat ludzie wyrzucają śmeici - nielegalnie oczywiście).
Więcej pomysłów brak.
Podczas tego samego spaceru:
Kubeczki z imieniem nie są takim nowym pomysłem. Kim była Hilda, która z niego popijała?
62-letnia Elise mogłaby być moją praprababcią (ciekawe, jakie ciuchy nosiła), a z Hildą chętnie bym pogadała nad tym kubeczkiem z kawą czy kakao. Może stukniemy się filiżankami i pośmiejemy w lepszym świecie.








1 komentarz:

festoon pisze...

Fajny ten spacer,opowiastka,fotografie.Dziękuję za miłą chwilę:)