sobota, 6 lipca 2013

Prusice


Odwiedziliśmy znajomych w Prusicach, pierwszej wiosze zaraz za Trzebnicą. No dobra ma prawa miejskie, fakt. Ma w herbie m.in. dłoń osobno, gdyż mieszkańcy cieszyli się z możliwości zatrudnienia kata. Mniejsza z tym.
Uliczki są okolone niskimi naprawdę domami i ciągną się długo, jest też rynek na któym od razu rzuciłąm się na papierniczy.







Przebiegaliśmy przez bramy wykrzykując: "Wehikuł czasu, wehikuł czasu!"



Z miasteczkiem wiąże się bardzo okropna, a wszystkim chyba mieszkańcom znana historia z okresu końcówki wojny. Nie musicie czytać, można od razu spojrzeć pod to zdjęcie.

Historia jest taka, że jak szedł front to mieszkańcy zdecydowali się pójść do lasu i tam się ukryć, choć zima jak wiadomo była wyjątkowo sroga. Decyzja była bardzo nietypowa. W pobliskiej Trzebnicy na przykład trwała ewakuacja ludności, na piechotę do Wrocławia, na dworzec i dalej teoretycznie pociągiem wgłąb Rzeszy. No i w tym lesie wszyscy - wszyscy - zamarzli. Dosłownie kilka osób zdecydowało się jednak zostać w miasteczku i poczekać na Armię Czerwoną. Z tego co zrozumiałam między wierszami była to chyba jakby próba samobójstwa. Paradoksalnie te osoby się uratowały i znam takich, co spotkali się z jedną babcią, która mieszka cały czas w tym miejscu. Tak było przynajmniej w zeszłym roku.


I wyobraźcie sobie, że tak się snując natknęłam się na babcie rozmawiające o tym wszystkim właśnie. Jak się zapewne domyślacie od razu zajęłam się żmudnym zawiązywaniem buta.

Rzucę jednak banałem i rzeknę, że życie toczy się dalej - byliśmy tam na siódmych urodzinach znajomej. Mury patrzą na to wszystko.


1 komentarz:

Katarzyna pisze...

Wojna. Te hasla, ktore znam z lat dzieciecych:"Nigdy wiecej wojny". Takie trywialne , a takie prawdziwe.
Pozdrawiam
Kasia