czwartek, 9 grudnia 2010

Listy na papierze

Ponowna wizyta w Muzeum Poczty i Telekomunikacji, które gorąco polecam. 
Uwielbiam poczty, nawet czekanie na nich, to wymieszane błoto na kafelkach i przyglądanie się ludziom wśród uspokajającego stukotu pieczątek. 
Choć tak naprawdę doceniam swój zawód dość wolnego strzelca, który pozwala mi na spokojne kawki z gapieniem się w poranne okno, to mam takie niepoważne marzenie, by pracować na poczcie i przystawiać pieczątki w miłym towarzystwie, jeść kanapki z papieru śniadaniowego i znać się na tych wszystkich rentach, opłatach... I miałabym wtedy cel: być miłą dla petentów i szybką jak morska bryza. No i papier pakowy, jego zapach; sznurki; specyficzne pocztówki "imieninowe", z przedziwnie zaaranżowaną martwą naturą... Dziecinne mrzonki. Oczywiście poległabym przy drugiej lub trzeciej próbie wstania na tak rano:) 
Nadrabiam kultem wysyłania listów na papierze i chodzenia "na pocztę", im mniejszą, tym lepszą.







CK sznyt:



Pamiętacie te znaczki? Były wszędzie!


I wielki finał - naprawdę wielki - w ostatniej sali oryginalny osiemnastowieczny, polski dyliżans pocztowy!! Jest gigantyczny, a na samej górze jeszcze siadywali podróżni. Klimaty typu: poczta przyjechała, i wszyscy lecą do dyliżansu sprawdzić, czy nie ma czegoś dla nich. Sześć koni. Hamowanie parę kilometrów przed celem.
Młodemu pozwolili wejść do środka, bo był grzeczny, a my za ciężcy.





Z zaciekawieniem obserwuję, jak zmienia się moje myślenie o muzeach. Jako dziecko nie wyobrażałam sobie, żeby coś dotknąć, potem niesmaczyły mnie zachodnie muzea typu interaktywnego z mnóstwem guziczków do przyciskania, a teraz sama chcę wszystko obmacywać i nie widzę w tym niczego takiego.

5 komentarzy:

Bobe Majse pisze...

Za mej bytności we Wrocławiu bardzo chciałam to muzeum zwiedzić. Niestety, pocałowaliśmy klamkę.

Bycie miłą dla petentów... Tu parsknęłam gromkim śmiechem (wybacz). Po tygodniu miałabyś ich wszystkich dość! Nawet nie wiesz, co to znaczy "klient" i praca na tzw. "okienku". Szczęściara wolny strzelec!

A dyliżans... Owszem, owszem. Od razu widzę zalakowane listy miłosne pędzące w jakiejś skrzyni, lub kufrze :)

Tradycyjne listy... Pewnie, że to takie "z duszą", ale... wolę szybki internet. Leniwa się zrobiłam, no i chcę szybko wiedzieć.

Pozdrawiam serdecznie.

edeszka pisze...

Oj, pokazałbym Ci takie bezpowrotnie zmacane przedmioty ;). Ale ja nie jestem obiektywna.
Piękne zdjęcia i muzeum.

Sara pisze...

Edeszko, pewnie tak, pewnie tak... z drugiej strony tak w ogóle nie macać...:) Być może jak ze wszystkim, trzeba wypośrodkować... zapewne zależy też od przedmiotu. Czy nie?

Bobe Majse, to właśnie miało stanowić pewne wyzwanie..! :) Podejrzewam, że przez jakiś czas bym zdzierżyła, a potem włączyłyby mi się pewnie różne teksty. A tam, marzenie to marzenie i tyle!...

ikroopka pisze...

Wizyt na poczcie organicznie nie znoszę, bo nie znoszę stania w kolejkach, ale uczucia rozumiem, bo kiedyś marzyłam o pracy w sklepie papierniczym, dla tych zapachów...
A do Muzeum Poczty wybieram się od tak dawna, że aż wstyd powiedzieć, bo wciąż nie doszłam, a daleko nie mam...
Pozdrawiam;)

Sara pisze...

Ta, wiem, romantyczne mrzonki... Dziękuję Wam, dziewczyny, że się ostatnio tak masowo ujawniacie i pozwalacie mi i innym trafić do Waszych intrygujących miejsc. Pozdrawiam wszystkich czytających z całego serca, życzę Wam jakiejś dobrej herbatki w jeszcze lepszym towarzystwie tego wieczoru!