poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Uzdrowisko

Spędziliśmy cudowny weekend dzięki znajomym, którzy zaprosili nas do kurortu, w którym pięć lat temu wzięli ślub. Rocznicowe nabożeństwo w maleńkiej cerkwi, postawionej w 1901 dla zagranicznych kuracjuszy. Matko, może ma metr na metr:) Tak kameralnej świątyni jeszcze nie widziałam:) Choć prawosławne klimaty to dla mnie nie dziwota (zasługa multi-kulti Wrocławia), to tu (tam) ma minimalistyczno-protestancka dusza zamarła, zassała się i zapomniała robić zdjęcia. A szkoda.

Następnie, nadal chwiejąc się na nogach, ale i zaganiając hasające jak motylki dzieci, dopełzliśmy do miejsca zwanego przed wojną Villa Elsa, gdzie dziś mamy Ekumeniczny Ośrodek Spotkań Integracyjnych przy Cerkwi w Sokołowsku . Można zatrzymać się w nim jak najbardziej, wynająć pokój, najeść się.

Klimat przedwojenny, ale absolutnie bez stylizowań i pretensji. Poznaliśmy Panią, która zaprojektowała kolorystyczną i w ogóle stylistyczną stronę remontu, jaki niedawno się tam skończył. Efekt jej pracy jest zachwycający.

Drewniane elementy, typu drzwi i schody, pokrywane przez lata różnorakimi farbami, zostały lekko opalone i odrapane. Chyba jest to tylko etap do dalszego retuszu, ale póki co jest jak jest i jak dla mnie mogłoby tak zostać. Widać wiele warstw na raz na naturalnym tle drewna.

Oryginalne posadzki mają niebieskie wstawki i to one decydują o kolorze innych rzeczy, nawet tak dużych, jak drzwi. Chociaż są malutkie i dyskretne, pokazują, kto tu rządzi. I chwała projektantce za to.






W nocy był deszcz, spokój i ognisko. Spełniłam swoje marzenie wołające do mnie, odkąd pojawiły się dzieci: wpakowałam się w absolutnie pustym i cichym pokoju pod usmiechniętą kołdrę i pogapiłam się w biały sufit. Tylko przez kilka minut:)))) Jednak ciągnęło do ludzi:)

6 komentarzy:

holka polka pisze...

w Sokołowsku nie było czasem sanatorium dla gruźlików? jeśli dobrze mi dzwoni, to przypomina mi się artykuł o tym miasteczku z Polityki. W sumie, straszne, że tyle pięknych mieścinek, które przed wojną zdecydowanie miały swój klimat i tętniły życiem, teraz popada w ruinę i kojarzy się raczej z menelnią.I niestety to nie wróci, a nam pozostaje tylko zachwycanie się starymi fotografiami i czytanie o tym w książkach (nie wiedzieć czemu przypomniała mi się "E.E." Tokarczuk). Coś za dużo dygresji tu upchałam:) pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

a to poznajesz ????

http://img832.imageshack.us/img832/5141/p1030001d.jpg


zawitałaś w moje piękne okolice..
pozdrawiam serdecznie
largetto

Sara pisze...

Holko, jak najbardziej jeszcze jest tam sanatorium, na oko wygląda, że faktycznie czasy świetności ma za sobą, jak to mówią. Wiele willi ma ten typowo uzdrowiskowy sznyt, widać, ze gruźlica gruźlicą, ale zabawić się też można:)
Mi z kolei przypomina to "Czarodziejską Górę" Manna:)

Anonimowy: a jak!!!!!

holka polka pisze...

o "Czarodziejskiej..." wolę nie wspominać:) Kiedy przeczytałam tą książkę, a potem jeszcze "Nim nadejdzie lato" Remarque'a marzyłam o zaszyciu się gdzieś w sanatorium i posiadaniu gruźlcy:)

Magda pisze...

Piękne nastrojowe zdjęcia, jak zwykle... Ale skoro tam można się pogapic w sufit bez dzieciaków skaczących po głowie to ja muszę sprawdzic to miejsce :)

Sara pisze...

:)

Żeby tylko wszyscy pensjonariusze byli Hansami Castorpami... Już bym symulowała prątkowanie:))))

Jest tam sporo zakamarków, można się schować, Magdo:> Gospodarz wymyślił świetny patent na dzieci - podczas nocnego ogniska przyczepił im migające światełka rowerowe i w ciemnościach biegały świetliki, było widać, gdzie są. Wymyśliliśmy tez usprawnienie - każdy inny kolor. A kolejny krok: zdalne sterowanie.