piątek, 21 maja 2010

A więc to tak

Nieco niżej pokazałam tereny spacerowe nad Odrą. Dzisiaj ok. 15.00 wyglądały tak:

...i im dalej się szło pod prąd nurtu rzeki, tym było gorzej.
Wczoraj był zagmatwany, ciekawy socjologicznie dzień. Piłam południową kawkę, gdy zadzwoniła Mama, że jej szef dostał info o wyłączeniu wody wieczorem, bo w nocy ma zalać pompy pompujące nam wodę do kranów i nie chcą, by popłynął do mieszkań syf. Napełniłam 3 wiadra i woda zniknęła na kilka godzin (później wyszedł oficjalny komunikat, że nic takiego nie było i nie jest planowane i że to plotka). Następnie westchnęłam, przejęłam inicjatywę, załadowałam młode do chusty i wózka i wyszłam na wrocławską ulicę.

Panował tam ogólny luzik. E tam, nic tym razem nie będzie. Gdy jednak dotarłam do najbliższego mostu, zrzedła mi mina. Poza tym most cały drżał, czego wcześniej nie robił. Chojracko stanęłam na jego środku i wygłosiłam pogadankę o powodzi, skąd się bierze itp. rzeczowym i sympatycznym tonem, by zminimalizować skutki ewentualnej paniki, z którą mogliśmy się zetknąć (albo i wykonać) później jakby jednak, jednak coś.

Synek zareagował pięknie i równie rzeczowo i spokojnie: "czy będziemy musieli uciekać?" (nic takiego nie sugerowałam!); "nie chcę stąd uciekać, to miasto jest fajne, może potem tu wróćmy" (za tak wczesne poczucie hajmatowości dostanie wielkie lody); następnie zainteresował się, co robią teraz rodzina i znajomi i "można tam wpaść i umrzeć. Nie chcę, żeby ktoś umarł". Ja też nie chcę - nikt nie umrze! - skłamałam i poszliśmy z uśmiechem kupić powodziowy ekwipunek - mokre chusteczki, żarcie i lizaki.

Przy powrocie - ileż czasu mogą zająć takie zakupy? - zauważyłam pół metra więcej wody i nietęgie już miny wszystkich, ale to wszystkich mijanych. Przyjaciele z komórki mieli zajęte. Leciutka psychoza wisiała nad przechodniami i zbierała się w sobie. Jednak, jednak w tzw. takich chwilach czuje się potrzebę bycia z innym człowiekiem. Nie wykazałam się siłą charakteru i zapukałam do sąsiadki.

Wkrótce siedziałyśmy w jej kuchni siorbiąc kawę. Przepiękne, przespokojne Sępolno za oknem jakby lekko nasłuchiwało. Włączyłyśmy wesołą muzykę i tańczyłyśmy z dziećmi. Namnożyły się nagle sygnały karetek. Następnie zemdlałam. Ocknęłam i połączyłam te fakty z mocno odczuwalnym szaleństwem ciśnienia.

Kolejne godziny minęły z dala od tematu. A dziś rano wybrałam się na sprawdzający spacer:


I żeby nie było, fotografowałam nie tylko wodę, ale z ogromną miłością budynki, które wzdłóż wału przeciwpowodziowego stoją. I które, by posłużyć się słowami współtowarzyszki spaceru, "powinny się dygać".






Teraz dzwoni znajomy, że na Psim Polu pilnie potrzebni są ochotnicy, chyba przerwało wał. Do pokoju przez okno wdziera się intensywny zapach basenu, świeżutkiej, chłodnej wody, choć ta powodziowa wcale taka nie jest. Skąd się wziął?

W 1997 mieliśmy w mieszkaniu 3,5 m wody. Parkiety spuchły w półmetrowe bąble. Pralka w piwnicy podskakiwała pod sufitem i wybiła w nim dziurę. Hermetyczne drzwi od garażu zostały wysadzone ciśnieniem powietrza wewnątrz i odpłynęły. Orzech i wiśnia udusiły się. Książeczki z dzieciństwa trzeba było kurde wyrzucić. A specjalne szwedzkie maszyny z przyssawkami wypompowywały nam ze ścian wanny wody. Teraz ma nie być aż tak. Czekamy na Falę, ma być niby o czwartej rano. Albo o szóstej? Wysoka na 6m, albo na 8.

Egoistycznie powiem:
teraz mieszkam wyżej niż wtedy.

Wystąpiły foki z wrocławskiego fokarium po remoncie. Już nie jest jeziorem z zupą, z której co jakiś czas wychyla się łepek i znika pod wodą, tylko naprawdę super atrakcją. Na pierwszym zdjęciu: pół sfery sięga w głąb basenu, można "wejść" do fok. Czasami przypływają i tulą się do włażących tam dzieci.


8 komentarzy:

Bobe Majse pisze...

Trzymam kciuki za Wrocław. Piękny Wrocław, który nie tak dawno poznawałam, podziwiałam i smakowałam.
P.S. Cieszę się, że teraz mieszkasz wyżej. Serdecznie - Ola

Sara pisze...

A jak Ci się, że tak powiem, powodzi?
(żart z 1997, odp. brzmi: póki co się nie przelewa).
U Was też chyba nie za bardzo fajnie.

druga szesnaście pisze...

myślami we Wrocławiu.

Unknown pisze...

Ja nadal we Wrocławiu,chociaż od wczoraj miałam być na wyspie.
Czekam na to co będzie,pamiętam dobrze 97 rok.Dobrze,że teraz mieszkasz wyżej.

Pozdrawiam i oby nie spełniły się najczarniejsze scenariusze.

holka polka pisze...

słucham cały czas radia wrocław i relacji, więc na razie jest chyba ok. mam nadzieję, że Sępolno jakoś daje radę, a fala powodziowa poszła sobie w cholerę. pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Ja egoistycznie powiem - dobrze mieszkać w Poznaniu, bo Poznania nie zalewa...

Przerażają mnie relacje z południa kraju :(

Sara pisze...

Dzięki za wsparcie:) Już po wszystkim - w mojej dzielnicy znaczy się:/

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście, że zoo pięknieje. A to pływające to nie foka, lecz kotik.