piątek, 7 maja 2010

Nieformalnie

Ostatnio przemęczenie przegięło.

Oddaję się więc mojej głównej przyjemności, a mianowicie jechaniu przez dolnośląskie wsie. Na pewnych trasach znam już chyba każda chałupkę...
To wsie typu ulicowego. Czyli wszystko mam wzdłuż jezdni podane jak na tacy.
Kawa lub wino, muzyka nie chcecie wiedzieć jaka, mój ulubiony czarny żakiecik i fajne buty - jadę, patrzę i jestem happy.
Idą ludzie, wyskakują psy, ja odpływam.

Słodki widok: masyw Ślęży.


Widok nabiera rumieńców, gdy pojawiają się pod masywem wioski:

Wioski, powiedzmy to sobie szczerze, długo nie pociągną. Zdaję sobie sprawę, że za 20 lat większości tych domostw już nie będzie. Pozapadane jak siodła dachy, odpadający tak typowy i najcudowniejszy, poniemiecki "baranek". Drzewa wyrastające z podłogi stodół. Pokonana przez czas solidność dziś niewyobrażalna, może nawet w dobie kupowalności i łatwej zastępowalności wszystkiego niepotrzebna. Albo właśnie bardzo pożądana.




A dokąd, a dokąd przemęczona Sarcia tak gna?

Tak jest - do Świdnicy. A gdzieżby.

Trochę nieformalnych ujęć Kościoła Pokoju.



Od ulicy, od ogrodu, od kawiarni. A potem miłe i inspirujące spotkanie. Na zmęczenie i zakręcenie dobrze jest wcinać magnez i powymieniać myśli.

7 komentarzy:

Bobe Majse pisze...

Winko to chyba nie jako kierowca? ;);):) Bo jak tak sobie zestawiłam procenty i zmęczenie... Życzę wytchnienia i jak najwięcej okazji do "ładowania akumulatorów" w sposób tak miły, a i użyteczny dla miłośników "Personal Breslau".

Kamila pisze...

Kościół Pokoju i najbliższa okolica - zaczarowane miejsce.

Pozdrawiam

ZiŁ pisze...

Może tak źle nie będzie. Podobno zza rubieży (tej zachodniej i tej południowej) idzie moda na ratowanie tych domów, z którymi czasowi tak trudno się rozprawić.

holka polka pisze...

te ruiny pałacu w Gniechowicach bodajże zawsze robią na mnie wrażenie, chociaż drogi z Wrocławia do Świdnicy nie cierpię (za dużo zakrętów i narwanych kierowców, którzy na nich wyprzedzają i powodują mnóstwo wypadków). Za to kościół Pokoju uwielbiam, widziałam go z okna sali od polskiego(chodziłam do III-go na kościelnej, które graniczyło z kościołem), a potem byłam tam w cafe 7 na ucieczce ze szpitala podczas hospitalizacji z okazji ataku epi. Wspomnienia bezcenne:) Po pierwsze przepraszam za długi komentarz, a po drugie przyznaj się do muzyki, której słuchasz w aucie, o której "nie chcoelibyście wiedzieć". pozdrawiam:)

Sara pisze...

Uciekłaś ze szpitala po epi?!!! I Cafe 7 Cię przygarnęło? Pożyczyli ciuchy, spalili w kominku szpitalny szlafrok, wydali fałszywy paszport?:))) No nieźle. Jak uciekałam ze szpitala dzień po porodzie, to nikt mi nie chciał pomóc:)
Ta muzyka to - wychodzę na nudziarę - Jan Sebastian, głównie jego oratorium bożonarodzeniowe niezależnie od pory roku. I wyśpiewuję z solistami moją własną niemczyzną: "jauchcejt-jajajajajauchcejt gotim alle lender! Jajajajaja ja! Lalalala!" Mam cierpliwego kierowcę...

...to a propos winka, Bobe-Majse... z czy bez, tak wykończona bym nie wsiadła nawet na trzykołowy rowerek.

ZiŁ, Kamilo - dziękuję, że się ujawniliście. Duuuużo mi daliście do czytania, myślenia i działania. Pozdrawiam mocno!

holka polka pisze...

z tą ucieczką nie do końca tak było:) ale twoja wersja jest barwniejsza muszę przyznać:) po prostu to był epizod i na moje nieszczęście musiałam zostać na weekend na obserwacji, a jako że niedziela była ładna i nie chciałam jej spędzać na ławce pod szpitalem, to wskoczyłam w ubrania i opuściłam nielegalnie oddział na kilka godzin:)

Sara pisze...

...och słuchajcie a te ogłoszenia na Allegro, "sprzedam cegłę poniemiecką"? Zawsze gardło mi się ściska.