poniedziałek, 8 lutego 2010

Małe biblioteki

Uwielbiam małe, lokalne biblioteki. Chyba mogłabym tak pracować.
W jednej z nich można kupić miód w ramach wspierania. Zamówiłam herbatę z miodem i dostałam - patrzcie na to cudo! - nostalgiczny kubek i wyjedzony SŁOIK z miodem i łyżką do zamieszania! Poczułam się jak u prababci i prawie że ryknęłam. Bo bardzo za nią tęsknię. Stanęły też przed oczami wszystkie mikroskopijne dworce PKP gdzieś w Polsce, które w zakurzonych i pachnących domowym obiadem lokalach (sztuczne kwiatki na stole!) ratowały mnie zawsze takim kubkiem przed szczękaniem zębami.

Młody został potraktowany jak dorosły, zaproponowano mu stolik przy oknie, wepchnięto baton do ręki. Wcześniej długo grzebaliśmy się w dziale dziecięcym i zasiedliśmy do herbaty z, tradycyjnie, literaturą skandynawską.

Potem przyszedł tato z synkiem jeszcze młodszym, zapisali się i utonęli w regale. Chłopcy się przywitali, "co czytasz?"

Wiadomo, że repertuar takich bibliotek jest ograniczony. Niemniej przecież jest co robić. Ja wzięłam sobie Grassa i poczyniłam dalsze plany.
Wiadomo też, że takie miejsca są bardziej niż świat dookoła narażone na przemijanie. Czytam pewien fiński blog, którego autorka opisała protesty sąsiadów po decyzji zamknięcia lokalnej biblioteki, a gdy to nie pomogło, zorganizowali koncert pożegnalny - nie by zbierać datki na podtrzymanie funkcjonowania, tylko by się POŻEGNAĆ z tym miejscem i jego atmosferą. Kilka osób po prostu umiało grać na różnych instrumentach. Czy u nas też tak by się zachowano? Niewątpliwie mają tam historycznie uwarunkowane silniejsze poczucie lokalnych więzi itd., ale jednak... ale przecież... marzę sobie...

Paprotkowe klimaty, które niejeden pamięta z podstawówki:

Można też kupić za grosze hendmejdowe drobiazgi. Dziwnie urzekł mnie wazonik z pierwszego planu i jest mój.


Pracownicy szczepią biblioteczne kwiatki, sadzonki można kupić i wesprzeć działalność.

Pokrzepiające to wszystko.

(Wpis dedykuję Globalistce, też bibliotekarce, z najserdeczniejszymi pozdrowieniami.)

7 komentarzy:

Renata pisze...

Niesamowite... miałam kiedyś przyjemność spędzenia długich chwili oczekiwania w bibliotece, małej bibliotece, małego miasta. Bez tak wspaniale podanej herbaty, ale w podobnym klimacie.
Miałam wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu, a odgłosy dochodzące z zewnątrz to zupełnie inny świat.

Pozdrawiam serdecznie

joanna pisze...

O, dzięki Ci Saruś za ten temat...
Tęsknię za tymi klimatami i przeraża mnie myśl, że to już prawie, prawie koniec bibliotek.
Ciągle ktoś sie ich czepia, rodzą się chore projekty. Strach!
Jestem fanką Globalistki - jej blog jest i n n y :)) A w jakim pieknym miejscu mieszka! I w jaki ślicznym miejscu pracuje!
Może coś znowu napisze, bo ostatnio jej mało ;)

absence pisze...

Dziękuję Saro :)
Joanno, biblioteki nie znikną, wciąż jest wielu miłośników tradycyjnych, papierowych książek, pachnących farbą drukarską :) i małych bibliotek z klimatem :)
Pozdrawiam Was serdecznie dziewczyny, dziękuję za pamięć i miłe słowa:)
Zaglądam do Was ale sama muszę pokonać niemoc twórczą :)
Saro, zapraszam do lektury bloga naszej biblioteki dla dzieci w Gliwicach-Sośnicy :)
http://dzieci36.blogspot.com/

Sara pisze...

Alizee - pobyty w takich miejscach wywierają na mnie tak duże wrażenie, że zapamiętuję na lata szczegóły - dekoracje, kolor obrusa, układ przestrzeni. Ciekawe, co spełnia podobną rolę w życiu mieszkańców takich małych miejscowości? Bo tych klimatów zapewne nie zauważają...:)

Joanno - jakie chore projekty?! Nic nie wiem! Powiedz, o co chodzi!

Globalistko - biblioteki jako takie pewnie nie znikną, ale takie malutkie, mam wrażenie, chyba tak... jako nierentowne. Wtedy założymy własne:)

druga szesnaście pisze...

maszyna do cofania w czasie.

powinnaś ubrać wszystkie swoje słowa i obrazy w książkę.
która powinna znaleźć się na honorowej półce w każdej wrocławskiej bibliotece.
i w mojej.

Anonimowy pisze...

A ja jestem typ... który nie lubi siedzieć w bibliotekach. Lubię książki wypożyczać, lubię kiedy wiem, że mam możliwość ich wypożyczenia, ale nie lubię tam siedzieć bo:
- trzeba siedzieć prosto na krześle jak się ma lat powyżej 5, a ja pracuję tak siedząc jakieś 15 minut, potem zaczynam wyprawiać jakieś akrobacje, bo mi nudno
- lubię sobie coś przekąsić / napić się czegoś co jakieś pół godziny/godzinę, a w bibliotekach, które ja znam i odwiedzam nie wolno.

Chciałabym lubić siedzieć w bibliotekach...

Sara pisze...

Druga szesnaście - do takiej ilości bitej śmietanki na kawie nie jestem doprawdy przyzwyczajona:)

Kasiu - bo to zła biblioteka była...