Dowiedziałam się, że Filharmonia organizuje cykliczne spotkania pt. "Filharmonia Familijna", do przychodzenia z dziećmi. Oczywiście musiałam wypróbować:)
Otóż bilety trzeba rezerwować ze dwa miesiące wcześniej, albo i więcej, jak na jakieś Depeche Mode czy coś. Pełna sala. Pełen sukces. Schody obładowane siedzącymi ludźmi. Ceny biletów sympatyczne, sponsoruje producent cukierków (i nimi gości częstuje). Wiek dzieci: pomijając obecne też niemowlęta przy piersi, czyli licząc tylko świadomych odbiorców, to będzie na oko od ciut poniżej dwóch lat do 12-13. W przejściach dzieci tańczą pogo do klasyków baroku. Część młodszych (w tym moje) zwiewa po pewnym czasie, co jest normalne i należy się chyba z tym liczyć. Szkoda, że nie ma za bardzo gdzie je wtedy ulokować - nie ma kawiarenki ani niczego w tym stylu do poczekania na koniec/znajomych/drugiego rodzica. Właściwie wystarczyłoby ustawić przed szatnią kilka stolików i krzeseł.
Każde spotkanie ma inny temat, tym razem było o budowaniu nastroju przy pomocy muzyki i w ogóle o harmonii w muzyce. Zagrano dla przykładu utwór bez harmonii - dzieci zachwycone. Na progamie widnieje ściąga z tego, o czym mówiono, zilustrowana prostymi nutami i można sobie w domu przypomnieć.
Myślę, że rodzice chcą pokazać z jednej strony dziecku, o co chodzi w filharmonii, z drugiej sami chcą posłuchać.
Ja np. cieszyłam się jak dziki osioł, że słyszę Bacha na żywo i to z całą instrumentalną paradą, a nie tylko na organy, przy okazji, w kościele.
Nie to żebym nie lubiła na organy.
Ale jak się idzie do kościoła i cieszy, bo będzie zapewne Bach, to nie jest to do końca to, o co chodzi. Ja chcę, by Bach był WSZĘDZIE, wszędzie i więcej, i z trąbkami, a świat będzie jeszcze piękniejszy:))) Do tej pory dźwięczy we mnie ta orkiestra.
Frekwencja po pierwszym dzwonku:
Przed:
W trakcie:
Prowadzącym był sam Zbigniew Pilch, bez problemu trzymał kontakt z dziećmi, wygłupiał się w wielkim stylu (mam na myśli: naturalnie, odważnie i bez błaznowania, które często zdarza się dorosłym zwracającym się do dzieci).
Tu z kolegą udaje muzycznie kotka, który ma mleko i baleronik:
Reakcja młodego na Bacha:
Reakcja młodszego na cokolwiek:
Spał cały czas w chuście; zauważyłam jeszcze jedną chustową mamę i gadałam z inną nosidełkową - fajnie, że czasy się zmieniają i znika stereotyp, że z naprawdę małym niemowlęciem to się siedzi w domu.
Zwłaszcza w zimie.
Nie pamiętam, ile wtedy było stopni, ale mróz jak cholera i dobrnięcie z samochodu do filharmonii po lodzie nie było specjalnie lajtowe. Za to mały ciepły jak grzaneczka tulił się do mnie pod chustą i pod nieoddanym póki co ciążowym płaszczem.
(Uwaga techniczna: na wystające z chusty nóżki - tylko to wystaje - nakładam ciepłe skarpetki, swoje lub starszego synka. Bo poły płaszcza akurat na tej wysokości mogą się rozchylać przy chodzeniu. I jest git:)
Tu miły projekt obfotografowania muzyków z naszej filharmonii. Te same zdjęcia można było oglądać koło Rynku, na Świdnickiej (taki główny deptak:) - przy okazji pozdrawiamy Świdnicę!;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Świetne te zdjęcia muzyków "z dystansem"! A sam koncert?... To chyba były dwa równoległe koncerty ;):)
U nas też takie koncerty są organizowane przez Filharmonię Pomorską, tylko bardziej kameralnie. Nieduża sala wyłożona poduchami, na których mali melomani albo baraszkują słuchając przepięknej muzyki, albo ucinają sobie słodkie drzemki w objęciach rodziców...
cudna sprawa!
a twoja relacja jeszcze lepsza. :)
:)
Bobe Majse, koncert był świetny i o dziwo nie było równoległego - dzieciaki słuchały, albo rezygnowały i się z nimi wychodziło. Ale żadnych wyć. Myślę, że jak się je traktuje jak ludzi, odpowiadają tym samym:) najczęściej:)
Sidi_4don, myślę, że te Wasze są bardziej przemyślane od strony organizacyjnej!
Poduchy! Gdy bywam z synkiem w kinie na sobotnich seansach dla dzieci, rodzice głownie ODSYPIAJĄ - słodki widok...
Miło Cię znowu gościć:)
Druga szesnaście - :]
Prześlij komentarz