piątek, 2 października 2009

Wypożyczalnia powozów - brama naprzeciw

POMYLIŁAM SIĘ, moi drodzy, i puściłam w świat wiadomość, że obfotografowane przez mnie cudo to wypożyczalnia powozów! Otóż nie! Wypożyczalnia i wytwórnia mieściły się naprzeciw, w podwórzu znanej bramy z naturalnej wielkości końskimi głowami po obu stronach, a tu było coś całkiem innego (cytat za Spacerownikiem GW):

"W sąsiedztwie, pod numerem 102-104, wznosi się dawna kamienica Schirdewanów. Przechodzimy przez sień kamienicy nr 102. Wychodzimy na duże podwórko. To miejsce z legendą. Mieściła się tu wytwórnia wódek Carla Schirdewana. Od strony Traugutta pięciokondygnacyjna kamienica z przełomu XIX i XX wieku, a z tyłu budynki produkcyjne, stajnie i wozownie zamknięte w czworobok. Nie zabrakło nawet ładnie utrzymanego ogrodu. Schirdewanowie produkowali znane w całych Niemczech likiery: Mondura, Rettib, Kumbucca. Jak w "Roczniku Wrocławskim" (nr 7) napisała Agata Orzeł, nie ustępowały w smaku droższym likierom francuskim. Podobno można to sprawdzić na własnych kubkach smakowych, bo okoliczni mieszkańcy twierdzą, że na terenie posesji Schirdewanów ciągną się podziemne magazyny pełne alkoholu. Od prawie 60 lat czekają na wrocławskiego Indianę Jonesa."

Przy okazji, Paulo, masz teraz dokładny adres:)

Kiedyś wyglądało to tak (na zdjęciu z początku lat 20-tych, na obrazie nieznanego malarza i z osobami związanymi z wrocławskim stacjonarnym cyrkiem Buscha, budynek cyrku już nie istnieje):




(Powyższe zdjęcia pochodzą z niezrównanej strony Vratislaviae Amici)

Zabudowania firmy trwają jeszcze w podwórzu jednej z bram przy ul. obecnie Traugutta. Nie można do nich wejść, grożą zawaleniem i pomieszczenia na piętrze mają zamurowane wejścia i okna. Gdy byłam dzieckiem, coś tam się chyba na piętrze mieściło.

Zatrzymane zegary, to takie pompatyczne, niemniej ich widok zawsze mnie porusza.



Po tych schodach ze 20 lat temu właziłam z babcią do pralni chemicznej. Każda taka wyprawa to było coś, przygoda, buszowanie. Pralnia chemiczna zachwycająco śmierdziała. Był tam też magiel, woziliśmy do niego pościel i obrusy pozwijane w wielkie bele. Kto teraz tak robi? Ja nie prasuję niczego, a już na pewno nie pościel...




Metalowe schodki poszły w rozsypywaniu się o krok dalej:



Bruk i wyjazd z bramy są mocno wyklepane kopytami...

A poza tym zimno się zrobiło. Wietrznie.

7 komentarzy:

Anek73 pisze...

Wspaniałe, nostalgiczne miejsce... z duszą... i piękne zdjęcia :)

http://anek73.blox.pl

absence pisze...

Przemijanie...

Anna S. pisze...

Bardzo ,bardzo mi sie tu podoba.Piekne mowiace zdjecia.....
Sciskam Anna

byziak pisze...

Śledzę Twojego bloga już czas jakiś. Uwielbiam Wrocław - przyjachłam tu pierwszy raz w liceum, wróciłam na studia i już zostałam. Dzięki za tego posta - nie wiedziałam o tym miejscu...Jest niesamowite

Unknown pisze...

Znów u mnie się nie pokazało,że jest nowy post :/
Saro,cóż to za niesamowite miejsce!
Ileż w nim jest tajemnicy,dawnego życia,świetności.
Zdradzisz,gdzie to jest dokładnie?

Pozdrawiam.

druga szesnaście pisze...

każde kolejne zdjęcie jest przepiękne.
sama poezja.

Sara pisze...

Dziękuję wszystkim chwalącym zdjęcia - to raczej miejsce ma moc tak wielką, bo warunki do zdjęć były polowe a aparat rozklekotany. Tym bardziej się cieszę, że Wam się spodobało:)

Byziaku, fajnie że się ujawniłaś, będę wpadać CZĘSTO:)