sobota, 28 lutego 2009

Kochana Świdnica (Schwiednitz)

Świdnicę moją słodką kocham co najmniej tak samo jak Wrocław. Nawet bardziej romansowo, z zapieraniem dechu, piszczeniem i takimi tam.

Bilet PKS kosztuje z Wrocławia 12 zł, a prywatnych firm, które też z dworca PKS startują, 7 lub 6 zł. To tak jakby ktoś chciał się wybrać - w dwie strony to tyle co dwie kawy. Jedzie się godzinę przez bardzo piękną okolicę, widać górę Ślężę, rozsypujące się stare chaty i podobne klimaty.

Po wysiądzięciu zobaczyliśmy przede wszystkim dużą GĘŚ, którą taksówkarz z pobliskiego postoju karmił ciastkami. Gęś wydawała odgłosy. Dowiedzieliśmy się, że po prostu od dawna na tym skwerku mieszka i że lubi dzieci. Po chwili poszła na miasto, my zresztą też.



Kamienice w rynku i blisko niego, swojskie, spokojne nastroje. Raz prawie zamieszkałam w Świdnicy.




Serdeczne pozdrowienia dla - nieznanych mi - właścicieli tego okna!

A tu oczywiście Kościół Pokoju - obiekt tak znany, że nie ma co pisać. Na liście Unesco od 2001. Jest jak magnes. Link prowadzi do o wiele ładniejszych zdjęć, w tym z obłędnego wnętrza. Tyle Wam powiem, że zabawiałam się kiedyś wprowadzając znajomych do środka z zamkniętymi oczami, otwierali je stojąc już w centrum - z wrażenia ludzie zamierają na kwadrans, a potem gadają chwilę od rzeczy (ach! och! oj! ale..! dlaczego tu wcześniej nie przyszedłem!). I burzy to ich wyobrażenie o tym, co przypuszczali, że zobaczą.




Kilka zdjęć z cmentarza wokół kościoła.

Ucieszyłam się bardzo, widząc tablicę zakazującą wejścia na część cmentarza, bo są tam prowadzone prace konserwatorskie. Bardzo długo te cuda leżały i niszczały. Były już i tak zniszczone okropnie tuż po wojnie, w ramach odniemczania świata... Właściwie to zbiorowisko porozbijanych fragmentów. Na niektórych nagrobkach widać cyfry wypisane olejną, ściekającą farbą - to powojenna "inwentaryzacja zabytków". Farba wsiąka z czasem w piaskowiec jak w piasek i nie można jej zdjąć nie naruszając rzeźby (trzeba by zdrapywać głębiej i głębiej, aż nie byłoby już widać liter). To niestety celowe działanie.




Edek Lichy? Pewnie tak...


Walter był jednym z ostatnich pochowanych na tym cmentarzu. Wybaczy mi może, że tak o nim poufale piszę...



Wyjście z terenu kościoła, a tuż przy bramie znajduje się...


Cafe 7! Urocza knajpka. Mogę tam siedzieć godzinami! Jest w niej kominek, akurat palił się ogień, było to miłe i potrzebne, bo mimo oczywistego przedwiośnia zmarzły nam ręce. Widok przez okno - tak, taki jest ten widok - szary i piękny, widać też trochę cmentarz. 40 minut trwało układanie dwóch dyń na oknie, a my mogliśmy obejrzeć spokojnie skoki narciarskie:)





14 komentarzy:

Anna pisze...

Pojęcia nie miałam o tym świdnickim kościele - jest cudowny!

absence pisze...

Droga Saro, bardzo dziękuję za tę wirtualną wycieczkę do Świdnicy :) Przyznam się, że nie miałam pojęcia o Kościele Pokoju w tym mieście oraz o historii tego Kościoła i dniu dzisiejszym. Sama nazwa jest piękna, ale kościół i jego wnętrze - wow!!!
Z jaką determinacją ta świątynia była budowana, ile przeszkód i ograniczeń (piasek, glina, drewno)- a mimo to i z takim efektem.
Obejrzałam przepiękne wnętrze - robi niesamowite wrażenie. Struktura starego drewna, zdobienia i anioły. Ileż imprez się tam odbywa, koncertów, przedstawień, wernisaży. Ależ piękne wycieczki organizujesz swojemu synkowi:)
Pozdrawiam i dziękuję :)

holka polka pisze...

przez 3 lata widziałam kościół Pokoju z okna na nudnych lekcjach, bowiem kawałek dalej znajduje się mój były ogólniak. Świdnica, jeśli chodzi o klimat, nie zachwyca mnie bardzo- może to kwestia wszędobylskich dresów? Chociaż uwielbiam jej kamienice i rozpadające się kino Gdynia, które wygląda jak teatr i ma cudne tkaniny na ścianach. rozpisałam się...

Sara pisze...

:D

Globalistko - faktycznie jest to trochę tak, a nawet całkiem, że budynek kościoła był czymś w rodzaju demonstracji potencjału, w pewnym sensie siły, zdeterminowania, spektakularnym postawieniem na swoim itd. Z korzyścią dla nas, bo możemy sobie dzisiaj popatrzeć:) A synek właśnie kompletnie nie był zainteresowany - trudno tego po nim oczekiwać - i najbardziej spodobała mu się kupa śniegu plus patyk i te dynie... Ale może coś tam mu się w łepku zeskanowało... na pewno zapamiętał ogólną atmosferę, oczki mu się świeciły z radości, jak i jego rodzicom:) Zwłaszcza w tej knajpie.

Holko: kamienice to Wy macie każdą jedną jak cukiereczek (w lekko sfatygowanym papierku)! Prawie kupiłam raz strych z przeciekającym dachem - przestraszył mnie jednak koszt remontu. Żałuję trochę. Dzięki za namiary na kino. I zabieram się do porządnej lektury Twojego bloga.

Sara pisze...

Anne - no weź się nawet nie przyznawaj;)
Nie tylko KP jest super, w ogóle atmosfera tego miasteczka. Dobrze jest mieć czas na połażenie po podwórkach. Okropne są tylko wielkie, puste place po wyburzanych celowo PO wojnie zabytkowej zabudowie. Na ul. Kościelnej (jeśli dobrze pamiętam) stoi taki kikucik kamienicy, może półmetrowy, a na nim tabliczka: zabytek klasy zero. Śmiać się czy płakać - nie bardzo wiadomo. Place tak uzyskane do tej pory stoją puste.

Elisse pisze...

Saro, o kościele również nie słyszałam, ale zachwyca mnie swoją urodą i stylem ( mój dom też miał być w stylu Tudor-nad oknami- ha, ha, ha- na więcej zabrakło kasy i weny twórczej) Kościół i na zewnątrz i wewnątrz jest wspaniały- ja ochy i achy już zaczęłabym na dworze. I jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za wspaniałe opisy miejsc i przepiękne zdjęcia. Jak już kiedyś zawitam w te okolice, będę wiedziała co zwiedzać i gdzie wpaść na dobrą kawkę i żarcie - po prostu zamiast przewodnika wydrukuję strony z Twojego bloga:)
Serdecznie pozdrawiam

joanna pisze...

Piękna wycieczka :))
I ja dziękuję :)

olla pisze...

Bajkowa kraina, gdzie pełno napisów gotykiem pisanych a gęsi karmią się ciastkami! O KP - wstyd przyznać - nie słyszałam dotąd.
Po Twojej relacji też prawie nie zamieszkałam w Świdnicy:)
Dziękuję za tę wirtualną podróż:)

Sara pisze...

Cieszę się, że się Wam podobało i zachęcam do odwiedzin:) W Świdnicy jest o wiele więcej cudnych zabytków. Na pewno nie pożałujecie wycieczki.

Ollu: obawiam się, że czar pryska w zetknięciu z owymi dresami, o których pisze Holka-polka - ale co tam! Myślę poważnie o osiądzięciu tam na emeryturze!

Asia pisze...

Och Świdnica...To miasto pięknych czasów gdy uczęszczałam tam do II Liceum. Lubie tam wracac a bywam czasami, choc stanowczo za rzadko...Lubie patrzec jak zmienia sie miasto mojej "młodości głupiej" a zmieniło sie bardzo. Nie zawsze na korzyść ale to normalne.
Bardzo lubie Swidnice przede wszystkim za architekture, te piekne kamieniczki...Dresów i innych Elektrod staram sie nie zauważac:)

Sara pisze...

Świdniczanie nam się tu ujawniają! Super!

Jak już tak rozmawiamy, to się przyznam, że moim podstawowym wyobrażeniem o komforcie i w ogóle odpoczynku jest siedzenie w dowolnej knajpce na rynku w Świdnicy z kawą i gapienie się bez sensu.

To miasto jest dla mnie w jakiś sposób bardzo moje, choć nie mam do tego technicznych podstaw:)

Anonimowy pisze...

Cudowna wirtualna wycieczka:)
mam tylko jedno ALE
nie ma Góry Sobótki. Jest Góra Ślęża i miasto Sobótka ;)

nie mogłam się powstrzymać ;) taki mały lokalny patriotyzm ;)

Sara pisze...

Słusznie, słusznie... już zmieniam! U nas slangowo mówi się: wejść na Sobótkę, czyli dojechać do Sobótki i wejść na Ślężę...
Dzięki!

Bobe Majse pisze...

Idzie sobie gęś ulicą
i zachwyca się Świdnicą.
Miastem i taksówkarzami,
którzy karmią ją ciastkami.
Dziećmi, co gęś rozpieszczają
i na skwerku odwiedzają.

Gęś więc składa rewizyty
i podziwia "rekwizyty".
Tu nagrobek, tam uliczkę
i mijaną kamieniczkę.
A czy kawę też dostanie?
Chyba ziarno! na śniadanie.

Ciepło pozdrawiam,
Ola - Bobe Majse