sobota, 20 grudnia 2008

Ania w szale twórczym

Bez niektórych ludzi, żyjących lub od kilkuset lat już nie, mój osobisty Wrocław nie byłby sobą!

Dziś powiew optymizmu, czyli - Ania.
Mam dziką przyjemność znać Anię osobiście, w dodatku poznałam ją, gdy jeszcze nie zajmowała się szyciem cudów na taką skalę (czyli bardzo dawno!:) i miała CIUT więcej czasu, i dzięki temu mam kilka jej kreacji. Mogę więc spokojnie się chwalić, że bywam u znanej projektantki, powiem więcej - robi mi pyszną kawę, stawia na nogi tą kawą i zamaszystym jak jej kiecki poczuciem humoru, i realistycznym, acz kipiącym pasją podejściem do życia:)))) I jeszcze innymi rzeczami:))
Fajnie się siedzi z tą kawą i zerka na kaskady bajecznych materiałów, można pooglądać albumy z muzealnymi strojami... rozumiem teraz, że przed wojną pójście z koleżanką do krawcowej było rodzajem miłego spędzania czasu, a nie tylko użytkowym wyjściem. Wiem o tym, bo mój pradziadek był też znanym krawcem, tyle że lwowskim i miał salon w Przejściu Mikulasza, a prababcia zajmowała się domem i robiła kapelusze. Opowieści ich dzieci i dzieci ich rodzeństwa o kotłowaniu się wśród materiałów i jak tam panie cały dzień siedziały i plotkowały są bardzo barwne! Ania też planuje coś takiego, część ze stolikiem i część za parawanem.

Więcej szaleństw Ani możecie podziwiać na jej stronie www. annautko.com , stamtąd wzięłam wszystkie fotki ciuchów. Głównie jednak dziewczyny dowiadują się o jej saloniku przy pomocy poczty gorsetowo-pantoflowej. Fajnie, że ktoś robi takie odważniejsze rzeczy.

My friend Ania makes these wonders!!!!! Yes, I know the girl!!!!:) Hurray for Ania and her imagination!!!!!



Szczęśliwa, bosonoga Wrocławianka:) (Rynek)

Sceniczne: For the stage:



Jestem dumną właścicielką tej sukni ślubnej:)))) Suknia jeździ po różnych pokazach i robi karierę, a ja siedzę i smęcę we Wrocku:) Jest z setek szydełkowych, różnych kwiatków - pół wiadra robiłam ja, pół Ania (najpierw mi oczywiście pokazała, jak), a potem ona to łączyła. Wredna to była robota (łączenie). Oprócz kwiatków jest kilka secesyjnych ważek i mojego pomysłu, a jej wykonania mysza i żaba na samym dole przy kostce z boku, jako żart - jak łąka to łąka! Niestety nikt nie zauważył...:( My wedding dress - we made together hundereds of flowers, she did some dragonflyes and a little mouse & frog as a joke - they were in the very bottom, just next to my ankle... nobody has noticed:(


To też ślubna Also a wedding dressAnia nie pozwoliła mi pokazać pracowni, bo robi w niej remont i się wstydzi :))))) A robi własnymi ręcami, bo jest architektem... Lata z dziwnym sprzętem i coś kuje, kładzie instalacje...
Szkoda trochę, bo chciałabym właściwie pokazać nastrój jej miejsca pracy, detale, samowar, udoskonalonego przez nią manekina, no i te obłędne materiały przede wszystkim. Tak że może innym razem, jak już będzie po. To zdjęcie robiła druga córeczka Ani, tzn. pisząca te słowa ciocia trzymała aparat, a mała naciskała.
Ania didn't let me show her study becouse she is making renovation there right now. She does everything by VERY herself (she's an architector, what seems very much in her dresses, I think), I'm impressed! So maybe next time, when it's finished. It's a bit pity becouse details from the study are what I would really like to show. Well, maybe another time then, when the renovation will be completed.

7 komentarzy:

Asia pisze...

suknia niesamowita!!!Szkoda, ze nie pokazałas jej w całej okazałości

olla pisze...

Zajrzałam na stronę, którą linkujesz - nie mylę się, że tam w gakerii widać Twoją suknię? Jest to chyba najpiękniejsza suknia ślubna jaką w życiu widziałam. Te Jugendstilowe ważki! W ogóle pierwsze skojarzenie na widok tej sukni: czysty Jugendstil (celowo nie używam w tym momencie określenia secesja).
PS.Za umiejętność łączenia elementow szydełkowych - szacun:)

Sara pisze...

Dobra pokażę, tylko muszę ją najpierw od Ani POŻYCZYĆ (sic!), bo głównie to suknia jest gdzieś w rozjazdach na wystawach. I tam modelki wyglądają w niej tysiąc razy lepiej niż ja... łeeee! Ja chcę do mamy!!!!! I do chirurga plastycznego!!!! :)

joanna pisze...

Więcej sukni widać na stronie Ani :))
Czy to TY Saro jesteś w niej????
Taka wiotka, eteryczna? Jak mgiełka zszyta z koronek...

Ania to cudotwórczyni - dosłownie :)

Sara pisze...

Ollu - szacun należy się Ani, bo ja łączyć do tej pory nie potrafię:) Jugendstil jest bardzo, bardzo słusznym skojarzeniem! Sama miałam pomysł na ślub w stroju ludowym, tylko był problem, JAKIM? No jaki strój ludowy ma powojenna wrocławianka? Dolnośląski? Ukraiński? Ania wybrała, znając mnie, Jugendstil i prawie skopiowała konkretną historyczną suknię. Oj napracowała się, by mnie przekonać! Fajnie, że suknia Ci się podoba... ale by aż tak... rumienię się...:)

Joanno - tak, to ja... dziękuję za tak wiele komplementów. Żałuj, że nie widziałaś, jak przed wejściem do kościoła wydarłam się na rodziców, że nie, nie będę poprawiać makijażu pudrem, bo zaraz mam ślub i nie mam czasu na pierdoły... to tak a propos eteryczności. Ale dziękuję Ci, mam to na piśmie i będę miała się czym pocieszać.

Ania JEST cudotwórczynią. Ma wspaniały zawód - uszczęśliwianie ludzi i spełnianie marzeń dziewczynek o byciu księżniczką:)

P.S. Strój mojego męża to też ona.

Asia pisze...

Weszłam jeszcze raz na Twojego bloga by pooglądac sobie sukienkę koronkową i zwiedziłam galerię Ani: ma dziewczyna talent w łapkach! Saro wyglądałaś fantastycznie w tej sukience!!!Pięknie podkreśla kobiece kształty i jest taka ...lekka, jak napisała Joanna-eteryczna! Fantastyczna!Szkoda, ze zdjęc na stronie Ani nie mozna powiększyc. Czekam z niecierpliwością gdy ją pokażesz na blogu.PRZEPIĘKNA!

Sara pisze...

:D DZIĘKUJĘ :*