


Natomiast do budynku przyklejone jest takie coś, co mnie od dzieciństwa fascynuje, a jak wyrosłam, to zupełnie mną owładnęło. Pozbawiona dachu, zamknięta na cztery spusty dawna kaplica szpitalna. W środku rosną drzewka. Okna od ulicy założone są deskami i zabezpieczeniami przed ewentualnym obsypywaniem się. Nie da rady oczywiście wejść ani nawet nic zobaczyć. Jednak jak się wlezie na gzymsik pod oknem i wsadzi rękę z aparatem przez dziurę w desce, małą akurat na tyle by to zrobić, i popstryka na oślep, to się uzyska taki rezultat:
Myszkując po necie i książkach szukam zdjęcia tego wnętrza sprzed wojny, ale nie mam go jeszcze. Za to pomału buduje mi się zbiorczy(?) - raczej mozaikowy obraz dawnego szpitala z drobnych informacji o ludziach, którzy tam pracowali - całe życie lub tylko na praktyki, jako sanitariusz lub przełożona diakonis.
Nie chcę tu dłużej przytruwać. Z jednego z takich zdjęć zrobiłam sobie notes na m. in. kazania, jak by to dziwnie nie brzmiało; w końcu chyba pasuje. Całego to raczej nie warto, ale pokażę kawałeczki:




Nie jest to miejsce tak do końca ponure. Ze zdjęć i małych szparek w deskach bije przede wszystkim cisza - spokojna, czekająca; jakby skupione wstrzymanie oddechu - jak widać na pierwszym fragmencie notesu, Duch Święty dalej tam siedzi i sobie spokojnie patrzy :) Stąd tytuł posta :)
1 komentarz:
Znam te ruiny,(czasami zdarzało się,że musiałam odwiedzić pogotowie ratunkowe)zawsze mnie intrygowały.Ciekawe jest to,że dalej stoją i nikt ich nie wyburzył do tej pory!Zdjęcia ciekawe.Trzymam kciuki za próbę wejścia do środka,może odkryjesz coś ciekawego...
Prześlij komentarz