poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Czas

Szpital im. T. Marciniaka nazywał się kiedyś Bethanien; był znany w całych Niemczech, nowoczesny i wielki, i pięknie się rozrastał. Prowadziły go diakonisy, oczywiście z czasem nie same. Pokazuję go na przedwojennych zdjęciach zaczerpniętych z rewelacyjnego portalu o starym i obecnym Wrocławiu; zalinkowałam tu stronę z mnóstwem zdjęć szpitala, w tym ciekawych wnętrz sprzed 45 (apteka!!), ale polecam najgoręcej całość. Mogę w tą stronkę się wgapiać krowim wzrokiem całą noc. No, ale do rzeczy:



Dziś wygląda to mniej więcej tak samo. Podstawowym wrażeniem jest głęboka ponurość i monumentalność. Na szczęście nie miałam z nim bliższego kontaktu oprócz standardowych badań w sympatycznym i szybkim laboratorium.

Natomiast do budynku przyklejone jest takie coś, co mnie od dzieciństwa fascynuje, a jak wyrosłam, to zupełnie mną owładnęło. Pozbawiona dachu, zamknięta na cztery spusty dawna kaplica szpitalna. W środku rosną drzewka. Okna od ulicy założone są deskami i zabezpieczeniami przed ewentualnym obsypywaniem się. Nie da rady oczywiście wejść ani nawet nic zobaczyć. Jednak jak się wlezie na gzymsik pod oknem i wsadzi rękę z aparatem przez dziurę w desce, małą akurat na tyle by to zrobić, i popstryka na oślep, to się uzyska taki rezultat:

Wyraźnie widać empory, filary podtrzymujące chór, resztki fresków:

Tu pstryk w stronę części ołtarzowej:

Coś tam niby leży na "podłodze", ławek jak widać brak, och jak marzę by tam wleźć i porozgarniać te krzaki! Może kiedyś.

Myszkując po necie i książkach szukam zdjęcia tego wnętrza sprzed wojny, ale nie mam go jeszcze. Za to pomału buduje mi się zbiorczy(?) - raczej mozaikowy obraz dawnego szpitala z drobnych informacji o ludziach, którzy tam pracowali - całe życie lub tylko na praktyki, jako sanitariusz lub przełożona diakonis.

Nie chcę tu dłużej przytruwać. Z jednego z takich zdjęć zrobiłam sobie notes na m. in. kazania, jak by to dziwnie nie brzmiało; w końcu chyba pasuje. Całego to raczej nie warto, ale pokażę kawałeczki:





Nie jest to miejsce tak do końca ponure. Ze zdjęć i małych szparek w deskach bije przede wszystkim cisza - spokojna, czekająca; jakby skupione wstrzymanie oddechu - jak widać na pierwszym fragmencie notesu, Duch Święty dalej tam siedzi i sobie spokojnie patrzy :) Stąd tytuł posta :)

1 komentarz:

Unknown pisze...

Znam te ruiny,(czasami zdarzało się,że musiałam odwiedzić pogotowie ratunkowe)zawsze mnie intrygowały.Ciekawe jest to,że dalej stoją i nikt ich nie wyburzył do tej pory!Zdjęcia ciekawe.Trzymam kciuki za próbę wejścia do środka,może odkryjesz coś ciekawego...