piątek, 4 stycznia 2013

Pierwszego stycznia rano biegałam

O dwunastej w nocy w cichym, śpiącym domu odprawiałam prywatne rytuały a rano biegałam po Lesie Rakowieckim, byłym parku przy posiadłości Fritza Hollaendera. Nie muszę chyba dodawać, że i tam cisza była dojmująca.




A w domu? No cóż, w domu... Powtarzam sobie, że każdy pomalowany centymetr sześcienny, każdy wyniesiony worek, każdy organizujący przestrzeń telefon jest małym zwycięstwem... Musiałam obrać metodę małych kroczków, ale wierzcie mi - rezultaty zaczęły wyglądać spod gruzowiska. 



To ten, TEN kolor - rozbielony październikowy Bałtyk się nazywa i chętnie podzielę się recepturą. Jedno wiadro zniszczyłam opracowując odcień... Tak więc na 10 l białej farby 10 ml czarnego pigmentu, 5 niebieskiego i 5 fioletowego.
Jak miło nabrać znów ochoty na blogowanie.

7 komentarzy:

ZiŁ pisze...

Jak miło mieć co czytać :)

Sara pisze...

Ślę ukłony:)

Inkwizycja pisze...

Miło, że masz ochotę ;)
Wszelkiej pomyślności w nowym roku ;)

Dekupażownia Jagodzianki pisze...

Czekam na kolejne wpisy!

wikt pisze...

super :)

Sara pisze...

dziękuję wszystkim:)

Ola pisze...

A więc to TEN kolor :) Jestem ciekawa efektu końcowego :)