środa, 17 sierpnia 2011

Oby było skuteczne

Jedno z moich ulubionych szaleństw na ścianie.
Przy okazji dołączam swój malutki, osobisty apel - błagam, reagujcie na niepokojące sytuacje. Nie zawsze trzeba od razu wołać policję. Można porozmawiać. Ale czasami nie ma czasu albo cierpliwości i nie obawiajmy się zadzwonić pod nr 112 czy 997, który od tego w końcu jest. Zwłaszcza dzieci, nie zostawiajmy ich, można je przecież bez problemu zastraszać i bić.
Mam w komórce numer najbliższego komisariatu, na wszelki wypadek.

I mam jeszcze kurde pytanie: dlaczego to zawsze ja  zwlekam się o 4 rano pukać do imprezowiczów i robić inne takie rzeczy? Nie wierzę, że innym sąsiadom to nie przeszkadza. Dlaczego to zawsze jestem ja, i to w głębokim peniuarze? Ile osób mija pokieraszowanych pijaczków, zanim ja się tamtędy przejdę z moją komórką? Albo ta porzucona torba przed kawiarnią, ja rozumiem, że pewnie ktoś zapomniał zakupów, ale dlaczego nikogo jednak nie niepokoiła? Nie twierdzę, że jestem jedynym szeryfem w tym mieście, ale mogłoby nas być trochę więcej. Bo czasem chce mi się spać albo po prostu poczuć bezpiecznie, że niby ktoś w razie czego i dla mnie zareaguje. A tak wcale nie mam pewności.

8 komentarzy:

Anek73 pisze...

Fantastyczne zdjęcie, fantastyczne przesłanie!

http://anek73.blox.pl

megimoher pisze...

też lubię ten mural, przypomnienie, że nie zawsze na "co słychać?" usłyszymy "dobrze", jak się tego spodziewamy. O promie było fajne, przypomniało mi październikowy dzień, kiedy stanęłam zdziwiona na granicy droga- rzeka (nie było wtedy GPS, który by powiedział "wjedź na prom" albo którego można by oskarżyć o pomyłkę). Pozdrawiam.

Sara pisze...

Cześć dziewczyny,
wydaje mi się, że właśnie za często usłyszymy "dobrze". Często jednak mina i całokształt nie koresponduje. Nie mam pojęcia, co robić w takich przypadkach. Nie wyszłam poza pytanie: czy aby na pewno?, pozostawiające w jakiś sposób możliwość obrócenia samego siebie w żart. Rozmówca może skorzystać z tej możliwości lub nie.
Co do dzieci, szarpanych i obwrzaskiwanych na ulicy, przejęłam sposób jednej z blogowych znajomych - nic nie mówię, tylko intensywnie PATRZĘ. Rozumiem, że można wyjść z siebie. Ale niech ten ktoś ma dyskomfort, że ktoś inny patrzy, że jest się obserwowanym i ocenianym. Nie mówię tu oczywiście o skrajnych przypadkach, gdy samo patrzenie nie wystarczy.
Potrzebne są różne mądre akcje społeczne, za słona zupa może i była krytykowana, ale podejrzewam, że osoby, których dotyczyła (sprawcy) DOKŁADNIE wiedzieli, o co chodzi i może poczuli się w jakiś sposób obserwowani. Że ktoś o tym wie.
Wychowałam się obok Trójkąta w końcu...

Inkwizycja pisze...

Ja tam się wtrącam. Gapię się wymownie na matki szarpiące dzieci albo i zwracam uwagę. Idę w nocy z latarką do sąsiadki, bo jej pies dziwnie nerwowo ujada. Dzwonię na policję, bo jakiś oszust chodzi po wsi i naciąga starsze samotnie mieszkające kobiety, a nawet im grozi...
I potem nachodzą mnie takie myśli, jak Ciebie, Saro - dlaczego ja?
No ale ktoś musi. Czasami czuję się jak frajer, ale nie mogłabym spać spokojnie...
Pozdrawiam!

Bobe Majse pisze...

Gorąco popieram akcje (a nawet prowokacje) społeczne, w tym społeczny plakat. Mam zawsze nadzieję, że skoro działają te reklamowe, to taki też zadziała.
Zazwyczaj są one świetnie pomyślane, tak, jak Twój przykład.

Sara pisze...

Bobe Majse - ja też lubię nawet prowokacje. Zwłaszcza, jak są dobrze zrobione. Zresztą, nie są dla mojej satysfakcji estetycznej, a aby były skuteczne, więc niech sobie będą, jakie chcą, byle działy.

Pociesza mnie to w jakiś sposób, Inkwizycjo, że też się zwlekasz. Psy sąsiadów i latarki też przerabiałam, a do uroków życia to nie należy. Chyba, że ktoś lubi kryminały. Może mamy słabe nerwy i po prostu pierwsze nie wytrzymujemy.

Bo pisze...

ja sie gapie i zadaje pytania. aczkolwiek od kiedy mam core i ona jest prawie zawsze ze mna, dwa razy pomysle zanim otworze dziob. zebym jej nie narazila na cos

Sara pisze...

Na co mogłabyś ją narazić? Wśród ludzi raczej nikt się nie posunie do rękoczynów wobec matki z dzieckiem. Pyskówka owszem, może być, staram się więc zaczynać od frazy: "może pani (najczęściej jest to pani) jakoś pomóc?" Ale rozumiem, że nie chcesz pakować dzieciaka w nerwową sytuację. Z drugiej strony, gdy ktoś widzi niemą "aprobatę" drugiej mamy, może poczuć się wsparty. Jestem raczej za reagowaniem, niemniej nie jest to, niestety, czarno-biała sprawa.