W Pasażu Grunwaldzkim, takiej galerii handlowej, jest parę miejsc, w których niechętnie, ale bywamy - na przykład lody Grycana na samej górze.
Ten architektoniczny koszmarek mieści się na placu Grunwaldzkim, jednym z głównych węzłów komunikacyjnych. Niedaleko jest dzielnica zwana Ostrów Tumski, wyspa calusieńka w kościołach z różnych okresów. Jest na niej m. in. katolicka katedra Wrocławia.
W ostatnim okresie oblężenia przez wojska radzieckie zapadła decyzja o wybudowaniu na dzisiejszym pl. Grunwaldzkim lotniska, by ewakuować ludność (czytaj: wojskowe szychy. Kto nie trzymał z partią, był spokojnie pozostawiany za karę na pastwę czerwonoarmistów).
Dla nakreślenia ogólnej sytuacji dodam, co miejscowi oczywiście doskonale wiedzą: Breslau bronił się dłużej, niż do końca, szalone dowództwo obrony zmuszało niedobitki mieszkańców do nielogicznych a heroicznych zachowań nawet już po kapitulacji Berlina, w zniszczonym mieście panowała atmosfera obłędu, wojsko i inne grupy militarne niepotrzebnie z logicznego punktu widzenia wysadzały budynki i niszczyły resztki mienia w prywatnych mieszkaniach, by nie były ułatwieniem i zapleczem dla wkraczających Rosjan. Samobójstwa, terror, triumf bezmyślności. Głowy obu Kościołów stworzyły delegację, która próbowała przekonać głównodowodzącego, by się nie wygłupiał, bo wojna jest skończona.
Niemniej pas startowy budowano dalej, pod ostrzałem z samolotów, bez sensu (dokąd mieliby odlecieć uciekinierzy), doprowadzając na plac budowy pod groźbą śmierci kolejnych robotników, mężczyzn od 10 roku życia, kobiety od 12 i rosyjskich jeńców.
Wyrzucono i spalono wszystko z budynków, wysadzono większość z nich, bo nie był to wówczas bynajmniej plac, tylko dzielnica profesorów pobliskiej Politechniki, czyli szeregi pałacowych willi, porównywalnych z tymi na dzisiejszej ul. Powstańców Śląskich (też mocno przetrzebionej, ale tam chociaż co nieco widać). Podczas budowy ronda kilka lat temu odkryto piwnice niektórych z tych domów, dające podobno wyobrażenie o ich bogatym wyposażeniu.
Wg relacji świadków na raz pracowało na tych gruzach budując lotnisko ok. 60 tys. osób. 10 - 15 tysięcy ludzi zostało zabitych podczas oczywistych w takiej sytuacji nalotów. Cały Wrocław jest jednym wielkim cmentarzem, ale nigdzie nie ma chyba takiego nagromadzenia ciał jak tutaj.
Z lotniska zdążył odlecieć tylko jeden samolot, z gauleiterem Karlem Hanke odpowiedzialnym za podejmowanie takich decyzji (obok dwóch dowódców twierdzy). Dostał się do Czech i zginął z rąk tamtejszych partyzantów.
Choć zabrzmi to może dziwnie, zawsze gdy jestem na placu Grunwaldzkim, mniej lub bardziej myślę o tym.
Zdjęcia mogą mylić, uspokajam więc wszystkich: mój synek oczywiście nic o tym nie wie. Helikopter wziął ze sobą tak o.
5 komentarzy:
Niesamowita historia, jak niewiele wiemy ...
z tuz powojennym Wrocławiem (oczywiscie o tym nie ma tam ani słowa) kojarzy mi się ulubiona książka mojej młodości "Zawsze jakieś jutro" Janiny Wieczerskiej
pozdrawiam
Zapraszam do podzielenia się muzyką (łańcuszek- szczegóły u mnie) i dziękuję za te niesamowite opowieści:)
Myślenie o tamtym czasie burzenia najmocniej mi się narzucało, kiedy patrzyłam na rozkopywanie placu Grunwaldzkiego. Wcześniej zastanawiałam się, jak ta dzielnica wyglądała i jak się tam żyło przed wojną.
Chciałam dorzucić dwa szczegóły do historii przez Ciebie wspomnianej.
Ludność cywilna została zmuszona do opuszczenia miasta 19 stycznia, pociągów było mało, większość wydostawała się z twierdzy pieszo, a akurat spore mrozy były. Oblicza się, że te warunki spowodowały śmierć 90 tys. osób. Najwięcej uchodźców dotarło do Drezna i akurat im się trafiły naloty dywanowe.
Drugie: lotnisko na placu Grunwaldzkim budowali Niemcy (ci, którzy nie opuścili miasta w drugiej połowie stycznia zostali do tego zmuszeni rozkazami gauleitera), polscy jeńcy z Powstania Warszawskiego, Włosi, Francuzi, Czesi, Holendrzy i Żydzi - też z obozów, ale w tej chwili nie mam jak sprawdzić, skąd dokładnie.
Leloop, już zamawiam tą książkę - nie znałam jej, dziękuję.
O ewakuacji chciałam wspomnieć w innym momencie. Właściwie od dawna chcę jakoś ten temat poruszyć, ale jest dla mnie za trudny, za drastyczny, w jakiś sposób za osobisty i nie potrafię póki co.
Choć mam kilka pomysłów, wolę na razie go nie dotykać, bo może zaboleć. Pewnie zbiorę się w okolicach Wielkanocy, bo w ówczesny drugi dzień świąt nastąpiła najgorsza masakra.
bede czekac na dalsze Twoje historie a nastpenym razem kiedy bedzie mi dane odwiedzic Wroclaw inaczej na to miejsce spoojrze
dziekuje
Prześlij komentarz