Refleksje nad różnymi świętami (rodzajami świąt) tradycyjnie przychodzą do mnie akurat teraz, w samej końcówce października.
Święta, o których nikt nie wie. W tym utajone święta cudzoziemskich sąsiadów.
Święta, które nie bardzo potrafię obchodzić.
Święta, które drapieżnie spadają z góry i każą się obchodzić, choć nikt tego tak naprawdę nie robi. (Tak kurde mówię o Halloween!)
Co zrobić, by przekonać najbliższą osobę do oczywistej prawdy, że warto mieć własne święta według własnego scenariusza.
Po co ludzie kupują tyle jedzenia na święta. Bo nie uwierzę, że wszyscy mają tabuny gości.
Święta-męczarnie na własne życzenie (nie, o tym nie myślę - wypieram fakt, że są tacy ludzie).
Święta-prezenty, niespodziewane zaproszenia, niespodziewane zagarnięcia w tłum szczęśliwych świętujących.
Jak by tu zostać we własnym domu na święta Bożego Narodzenia. Też mi ekstrawagancja! A nakaz wspólnego spędzania tych dni jest u nas bardzo silny, nigdy nie przestaje mnie to dziwić.
W tym roku mam super powód, by spędzić je jak mi się tylko spodoba, bo na Boże Narodzenie po prostu rodzę.
Zwykły wypad do miasta, jak ten powyższy, stał się problemem. Okropne uczucie po zawalonej pierwszy raz pracy. Boli jakby wszystko możliwe, przy czym wszystko jest OK. Proste i krótkie czynności wywołują nienaturalne zmęczenie. Choć chyba właśnie naturalne, bo ja wiem. No ostatnio tak nie było!
Przynajmniej pogoda sprzyja i cieszy, jak i życzliwość i pomoc w miejscach publicznych, kawa u fajnej sąsiadki, ostatnie, wiem, że zanikające, elementy planowania. Leniwe ruchy nowego, spokojnego człowieka, przeczuwanie w powietrzu śniegu - takie drobne, czy wielkie przyjemności.
Nie jestem człowiekiem specjalnie gnającym, ale aż takie zwolnienie mnie męczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Saruś, Ty mega, mega-szczęściaro :))
Masz wlasnego ślimaczuszka ;))
Jakie to maleństwo! Piękne!
Co do świąt - chcę mieć własny kalendarz, własne święta...
Jednak sa takie dni, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie mogę zostawić samotnie swojego ojca i mama męża. Chyba sumienie by mnie zagryzło na śmierć.
Pozdrawiam gorąco :)
W tym wypadku nie chodzi o niczyją samotność, tylko o raczej bezrefleksyjne przyzwyczajenie...
A paczucha wyruszy w poniedziałek - przepraszam za aż takie opóźnienie, wytłumaczam się w liście... :*
To będzie najpiękniejsze Twoje święto :) Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie :)
Saro, najpiękniejsze Święta czekają, tak jak poprzedniczka napisała.
I wiem o czym piszesz - ja uwikłana tyle lat w "bo wypada".
W tym roku na bezczelnego odmówiłam pocmentarnej nasiadówki przy obiadopodwieczorkokolacji u teściowej.
Wolę posłuchać Waitsa i porobić na drutach.
Ale ślimaczek!!!
Ja lubię Święta. Święta są piękne, kiedy można je spędzać z tym, z kim się chce. Ja moją rodzinę "odzyskałam" jakieś dwa lata temu, więc bardzo cieszę się z każdej okazji, kiedy możemy być wszyscy razem. Boli mnie jedynie to, że chrześcijańskie Święta w przypadku moich rodziców są tylko elementem tradycji, nie mają głębszego sensu. Ja w Boże Narodzenie i Wielkanoc unoszę się prawie ze szczęścia nad ziemią właśnie przez ten głębszy sens i ten głębszy sens daje mi tę siłę, by z wyrozumiałością podchodzić do nich, którzy zatrzymują się na "opakowaniu"... Smuci mnie to jednak bardzo często i czekam tylko na chwilę, by móc uciec do przyjaciół, wspólnie pójść na mszę świętą, w Wielką Niedzielę przytulać się z radością wołając "Alleluja!".
Eee, trochę się rozpisałam, nie wiem czy na temat :/
A co do Dzidziusia - to czad mieć urodziny wtedy, kiedy Jezus :D
Jestem zawsze "za": wolnym wyborem, życiem w zgodzie z sobą, asertywnością.
Serdecznie,
Ola - Bobe Majse
Prześlij komentarz