Na ul. Wita Stwosza.
Moje dzidzi wie mniej więcej, jak ma być ustawiona szachownica, ale nie rozumie idei grania. Że ktoś dąży do wygranej. W ogóle go to jeszcze nie obchodzi. A raczej nie istnieje. To bardzo ciekawe.
Nie doszło do bitwy, bo konie wrogich armii zaczęły się całować:
Na ścianach wiszą m. in. takie prace - bardzo do mnie przemawiają:
Kawiarnia ta jest w tajemniczych okolicznościach połączona z restauracją myśliwską - czyżby właściciel był myśliwym-szachistą? W restauracyjnej części myśliwskiej wiszą rogi i wypchana głowa jelenia z całą szyją, jest jaegermeister i boazeria, trochę po niemiecku. W części kawiarnianej szachowej jest głównie kawa, pyszne lody i stare ciastka. Nie mogę im tylko wybaczyć zlikwidowania stojaka z prasą.
Cudnie się stamtąd obserwuje ruchliwą, wąską ulicę odchodzącą od Rynku.
środa, 8 kwietnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
No to mnie wzięło na myślenie,gdzie owo miejsce jest.Zdradzisz???
Dam Ci jeszcze trochę czasu...;)
Oj piękne te obrazy :))
Od razu rzuciłam się pogooglowac, aby odnaleźc autorkę ;)
Kiedy byłam mała, jak Twój synek Saro, bardzo lubiłam się bawić przedmiotami, które nie były tradycyjnymi zabawkami :) A jeśli jeszcze nie wolno było ich ruszać - tym bardziej kusiły swoją magią, kształtem. Nie znając ich przeznaczenia wymyślałam historię do nich. Tak było z szachami ojca, starym radiem Capella, kartami do gry na których widniały herby miast czy pudełkiem krawieckim mamy, która szyła :) Jak patrzę na Twojego synka, zawsze mi się to przypomina. To jest chyba najbardziej twórczy czas w życiu dziecka, kiedy wyobraźnia daje nieograniczone możliwości. Umiesz wynajdywać magiczne miejsca :) Pozdrawiam
Saro,na Wita Stwosza znam tylko jeden lokal-tosty u Witka :P
notabene,najlepsze w mieście.
Tuż obok Witka, dwie bramy w stronę Dominikańskiego:))) Wyobraź sobie, że u Witka nigdy nie byłam, już wpisuję do mojego kalendarza z Krecikiem!!
Prześlij komentarz