wtorek, 1 lipca 2008

Orzechówka/Green walnut vodka

Fotografowanie jedzenia na potrzeby blogowe wydawało mi się do tej pory jakieś dziwaczne (oczywiście pomijając blogi o jedzeniu), no bo trudno by kogokolwiek interesowało, co niby jem.

Choć oglądać u kogoś to lubię... ;)

Żebym jeszcze mogła tym poczęstować to rozumiem, a tak... Po co.

ALE... Orzeszki dają przepiękny kolor, oczywiście zmieniający się z czasem. Zaczął się jako rozcieńczony kolor samych orzechów, teraz jest imitacją wody w rzece na filmach przyrodniczych o rybach słodkowodnych i zmierza w kierunku ciemnobrązowego. Trzeba było robić zdjęcia faz. Przy szkle jest jeszcze dość przejrzysto, jak przy brzegu, a potem zaczynają się tajemnicze muły roztrącane przez szarawo-złote, śliskie ryby... Słońce wpuszcza leniwie pulsujące promienie... Nagrzana upałem górna warstwa wody... niżej zimno, ze szlamu wystają czyjeś obserwujące oczy...
(Jeszcze jej nie kosztowałam, mam tak na trzeźwo.)

Jeszcze haiku o jedzeniu:

Lodówka pusta
tylko
kapusta
na biusta

Brak komentarzy: